Szukaj na tym blogu

sobota, 19 sierpnia 2017

Trochę o rodzinie, trochę o sobie, trochę o keszówkach

Do napisania tego posta zainspirowała mnie moja 6-letnia córka. Pewnego wieczoru przyniosła mi małą kartkę z narysowaną przez nią moneta keszową i zapytała: "Tato, a czy moją monetkę też wrzucisz na swojego bloga?". W tym samym momencie przypomniałem sobie, że mam jeszcze kilka udokumentowanych prac mojej córki i pomyślałem, to będzie fajny wpis. Odparłem wtedy: "Oczywiście".

Ten wpis dedykuję mojej małej rodzince, mojej żonie, która wspiera mnie w moim zainteresowaniach i moim dzieciom: 6-letniej córce i 14-miesięcznemu synkowi. Dedykuję ten post również pamięci mojego ojca, mojego pierwszego w życiu nauczyciela numizmatyki.

Moje pierwsze zetknięcie z numizmatyką nastąpiło gdzieś między 4-6 rokiem mojego życia. Pamiętam, że prawie codziennie maltretowałem kolekcję mojego ojca. Wyciągałem tacki z monetami, przekładałem numizmaty i zasypywałem ojca milionem pytań: "A dlaczego ten orzeł ma dwie głowy?", "A ten ma coś narysowane na brzuchu?", "A dlaczego ten nie ma korony?", "A dlaczego ta moneta jest kwadratowa?", "A po jakiemu to jest napisane?", "A dlaczego ta literka R jest napisana w odwrotną stronę?", itd. Ojciec miał bardzo dużo cierpliwości i zawsze odpowiadał. Gdy zorientował się, że zainteresowanie nie mija, kupił mi mały klaser i pierwszą do niego monetę. Przy każdej większej rodzinnej wycieczce po Polsce (zwykle działo się to w wakacje) mieliśmy przygotowany wykaz lokalnych sklepów numizmatycznych i tam w większości wypadków lądowaliśmy. Klaser szybko się zapełniał okazami... Po śmierci ojca i w okresie młodzieńczego buntu zapał do numizmatyki mi przygasł, ale w późniejszym okresie powrócił ze zdwojoną siłą, tyle że w nowej odsłonie. Zrezygnowałem zupełnie z numizmatyki europejskiej, bo pochłonęła mnie całkowicie dalekowschodnia - keszowa. Stało się tak, ponieważ doszło u mnie do połączenia zainteresowań, numizmatyka zmiksowała się z fascynacją kulturami Japonii, Korei i Chin.

A jak dziś wygląda to w moim domu? Otóż tak, oto częsta kwestia, która pada z ust mojej córki: "Tato, musimy dziś zidentyfikować choć jedną monetkę!". I nie ma wyboru, trzeba rozkładać katalogi i opisywać. Muszę przyznać, że w wieku 4 lat córka zainteresowała się znakami chińskimi i zaczęła mnie wypytywać o ich znaczenie. Ucieszyłem się, pokazałem jej kilka oraz wytłumaczyłem jak się kaligrafuje. Z tych kilku zrobiło się szybko 150, a wśród książek z bajkami na półce, wylądował słownik znaków kanji, który od czasu do czasu sobie córka przegląda.

I tak właśnie jest. Gdy identyfikuję keszówki, a szczególnie monety Północnej dynastii Song córka wspiera mnie w odszukiwaniu niezliczonych odmian. Dodatkowa para oczu - bardzo bystrych, jest nieocenionym wsparciem. Serce rośnie jak zauważa, że dana moneta jest odmianą ze znakiem yuan z tygrysim ogonem albo gdy wychwyci błąd menniczy. Syn mój jeszcze jest malutki, ale także pcha się do pomagania. Najlepiej te chwile prezentują poniższe zdjęcia. To taki zwykły wieczór.




A jeśli chodzi o radosną twórczość mojej córki, to poniżej chciałem pochwalić się jej pracami. Jest to kilka rysunków, które powstawały w różnym czasie. Niektóre z nich mają już półtora roku, inne kilka miesięcy. Podzielić je można na takie, do których powstania posłużyły prawdziwe numizmaty oraz wymyślone przez córkę fantazyjne monety/amulety keszowe (oczywiście z inskrypcjami po chińsku z losowo dobranymi znakami). Zatem potraktuję temat serio i opiszę monety podług ich inskrypcji.

Kai yuan tong bao (開元通寶) w wykonaniu mojej córki.
Kolorowa kai yuan tong bao (開元通寶).
Fantazyjny amulet keszowy z sześcioznakową inskrypcją. Czytając zgodnie ze wskazówkami zegara: fu shan ri da nan yi (夫山日大男一)
Ten fantazyjny amulet wygląda już bardziej jak chińskie zwierciadło z brązu. Ośmioznakowa inskrypcja: tian ri hui rou li tian zhi yue (天日回肉力田紙月).
Cztery plastelinowe keszówki wyglądające jak wczesnojapońskie monety mumon ginsen (無文銀銭).

Czy cieszyłbym się, gdyby któreś z moich dzieci interesowało się monetami i ich historią? Oczywiście, ale nic na siłę. Uważam, że narzucanie własnych ambicji dzieciom może wyrządzić im wiele krzywd. Dziecko potrzebuje zabawy i cieszę się, że przerzucanie starych monet moje latorośle traktują w ten sposób. Zdaję sobie sprawę, że wiele tego typu dziecięcych aktywności wypływa z prostej psychologicznej zasady: "dzieci naśladują rodziców". Odczułem to także w innym moim zainteresowaniu. Od kilku lat maluję w koreańskim stylu zdobniczym. Jest to taka moja odskocznia od monet. Oczywiście i ta aktywność została skopiowana przez córkę. Zawsze gdy zaczynam rozkładać swój warsztat, ona porzuca zabawę, bierze kredki, pisaki, farby, siada obok mnie i też maluje. Muszę przyznać, że coraz lepiej wychodzą jej rysunki i pewnie wkrótce jej prace trafią na drugiego mojego bloga Dancheong (który z braku czasu jest trochę zaniedbany, w zamierzeniu miał być dwujęzyczny).


Na sam koniec jeszcze słówko o mojej małżonce. Blog "Monety keszowe" powstał 4 lipca 2011 roku, po namowie mojej żony: "powinieneś o tym pisać i popularyzować ten temat!". Początkowo byłem bardzo sceptycznie nastawiony, ale z biegiem czasu zauważyłem, jak wiele fajnych rzeczy zaczęło się dziać dzięki tej stronie. Najbardziej cennym doświadczeniem, jakie przyniósł i przynosi jest to, że mogłem poznać i poznaję wielu naprawdę bardzo wartościowych ludzi. Pisanie dla samego pisania nie ma sensu. Jego rola wypełnia się dopiero, jeśli komuś to pomaga, kogoś zainteresuje, a jeszcze lepiej jeśli staje się źródłem inspiracji. Małżonce mojej składam podziękowania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz